Celem mojego artykułu jest polemika z tekstem Pani Anny Connolly (“Piekielny dramat Faustyny” w: Kleofas. Blog teologiczny, 2012), która podważa autentyczność duchowych przeżyć Siostry Faustyny z perspektywy psychologicznej i teologicznej. Nie ukrywam, że życie i dzieło Świętej z Łagiewnik zajęło mi już ćwierć wieku i cały czas badam jej pisma duchowe, znane już na całym świecie jako “Dzienniczek.
Miłosierdzie Boże w duszy mojej”. Jestem przekonany, że słynny obraz miłosiernego Jezusa ma pochodzenie nadnaturalne i został ukazany w prawdziwej wizji w celi klasztoru w Płocku 22 lutego 1931 roku, kiedy to przyszła święta ujrzała Go “twarzą w twarz”. Ale przejdźmy do rzeczy od samego początku.
Wielu ekspertów od “duszy ludzkiej”, czyli psychologów, a szczególnie psychiatrów odmawia Faustynie prawdziwości jej objawień i cudów, których zaznała. Robią to czasem w dobrym celu, aby nie wprowadzać w rejony ducha tych, których mogło by to przerosnąć. Podobnie działa hierarchia w Kościele: trzeba być sceptycznym, a nawet krytycznym, gdy co chwila ktoś twierdzi, że “słyszał głos Boga”, ujrzał Matkę Bożą na szybie na klatce schodowej, albo anioła jadącego na tramwaju. Doprawdy, ludzka wyobraźnia jest niewyczerpana i dobrze, bo dzięki temu powstają piękne dzieła sztuki. Jednak nasze “zdrowe” podejście krytyczne w przypadku łagiewnickiej świętej nie może być słowem i sądem ostatecznym: ona naprawdę ujrzała - przynajmniej raz, a to wystarcza - Jezusa zmartwychwstałego, który przypomniał zapomnianą niestety w okresie ‘tryumfalizmu’ kościelnego tę prawdę, że przyszedł zbawić świat, czyli wszystkich, ale do tego, aby tak się stało potrzeba ofiary, cierpienia, a przede wszystkim - jeśli komuś cierpienie czy choroba zostały oszczędzone - ciężkiej pracy nad sobą, współpracy z łaską uświęcającą.
Faustyna przeżyła piekielny dramat
Przechodząc do meritum, powiem, że tekst pani A. jest świetnie napisany, wręcz uwodzi sposobem argumentacji. Tak, Faustyna przeżyła “piekielny dramat”, zresztą nie tylko ujrzała to, co nazywamy “piekłem”, ale została tam wprowadzona przez anioła i nie można tej wizji redukować do modnej dziś psychologii głębi, twierdząc, że to było jej osobiste, wewnętrzne piekło, w które się sama rzuciła, nie słuchając swoich potrzeb (w tym seksualnych, co bardzo jakoś mocno autorka podkreśla) czy pragnień.
Autorka artykułu odwołuje się zarówno do argumentów z psychologii, jak i teologii. Już to samo w sobie może być metodologicznym błędem. Podstawowa teza teologiczna brzmi: “Jezus objawiający się Faustynie ma niewiele wspólnego z Jezusem Ewangelii, a teologia Faustyny nie zawsze zgadza się z chrześcijaństwem.” Natomiast teza psychologiczna dotyczy osoby Faustyny: “Postać Faustyny wyłaniająca się z Dzienniczka to osobowość niedojrzała, żyjąca na dwóch przeciwstawnych biegunach: wielkości i nicości.”
Siostra Faustyna i wiara w Boga
Siostra Faustyna pisała o zagrożeniach duchowych, o sprawach pierwszych i ostatecznych
Kongregacja Nauki Wiary, czyli dawne Święte Oficjum podobnie myślało, jak autorka, gdy zakazano kultu miłosierdzia w formach nowych, podanych przez zakonnicę. W przeciwieństwie jednak do Pani Anny nie tylko dokładnie raz przeczytano Dzienniczek, ale poddawano analizie i interpretacji dosłownie każde zdanie, każde słowo. Tymczasem autorka pisze, że nie przeczytała całego Dzienniczka, bo była to lektura “przerażająca”, trudna. A jaka miała być? Przecież Faustyna pisała o sprawach pierwszych i ostatecznych, o zagrożeniach duchowych, o tym, że ludzkość uczyniła tyle zła, że nie tylko nie zasługuje na istnienie materialne, ale na unicestwienie. Nie pisała czytadła dla kucharek, tylko głębokie zapiski z jeszcze bardziej głębokiego życia duchowego, jakie przez trzynaście lat pobytu w klasztorach prowadziła.
Pisząc w tonie niby opisowym w całym tekście, opartym na kanwie przestarzałych mocno badań Karen Horney z połowy XX wieku (autorki znanej “Neurotycznej osobowości naszych czasów”), Pani Anna krytykuje całe życie Faustyny. Twierdzi, że nasze prawdziwe “ja” jest głębokie i to jest prawda. Tyle, że redukuje całą skomplikowaną problematykę teologiczną (bo teologia jest nauką i to trudną, bo opartą na logice i otwartą na nauki pomocnicze, ale mądrze) do płytkiej psychologii. Uważa, że Faustyna postąpiła źle, wybierając drogę zakonną. Mogła przecież zostać pisarką (nie odmawia wartości literackiej Dzienniczkowi, ale nie dostrzega, że nie jest to tylko zwyczajna, świecka literatura, choćby największa), albo dobrą wychowawczynią czy nauczycielką. Dokładnie tak samo myślała dobra kobieta z Łodzi, która Faustynie mieszkającej przez rok zarabiania na posag układała małżeńskie plany na resztę życia. Miała dobre intencje, ale się pomyliła. Odbierając wartość egzystencjalnej decyzji Faustynie, Pani Anna nieświadomie deprecjonuje wartość życia samotnego, w celibacie, poświęconego Bogu i ludziom w ogóle. Na przykładzie rzekomej choroby nerwowej chce pokazać, że człowiek, który wyrzeka się swoich “potrzeb” - chodzi jej głównie o potrzeby cielesne - i pragnień (i znowu chodzi o pragnienia cielesne, takie jak macierzyństwo) musi cierpieć. Przykład większości ludzi samotnych w świecie, z wyboru bądź konieczności, a także przykłady liczne z historii życia świętych i zwyczajnych duchownych pokazuje, jak bardzo jest to krzywdzący sąd. To znaczy Autorce tekstu marzy się świat, w którym wszystko sprowadza się do samorealizacji i samospełnienia. Już sam przedrostek tych nadużywanych dziś słów mówi...sam za siebie. Człowiek żyjący samotnie nie musi być nieszczęśliwy, tym bardziej, jeśli żyje w grupie ludzi, podzielających jego wiarę czy wspólne cele. To prawda, że Faustynę ogromnie skrzywdzono. Tak, to prawda, że cierpiała okresowo na natrętne myśli, pokusy, melancholię, że przeżywała “męki piekielne”, noce ciemne i absolutną rozpacz opuszczenia przez Boga. Ale czyż nie było to zjednoczenie z Jezusem, który umierając w strasznych mękach duszenia się, miał takie same przeżycia? Wiemy wszystko o życiu zewnętrznym Jezusa, przynajmniej w czasie trzech lat publicznej działalności. Ale czy wiemy coś - oprócz wybranych i świętych - o Jego męce ducha i psyche?
Bóg i Siostra Faustyna
Święta Faustyna, podobnie jak wiele tysięcy męczenników przegrała wszystko
Człowiek to nie tylko ciało i psyche. Mówi się, że człowiek jest jednością, ale przecież żyjemy w świecie upadłym, gdzie człowiek jest rozdwojony. Nikt nie ma idealnego zdrowia psyche, ale nie jest to istotne, aby Bóg mógł przeprowadzić swoje plany. “Kto straci swoje życie dla Mnie, ten je znajdzie” - to chyba powinno być podstawowe w całym rozważaniu życia świętej Faustyny. Nie samospełnienie, krótki pobyt na szczycie sławy i władzy, nie zaszczyty i poklaski świata. Ale nieznana nikomu, kręta i stroma droga na górę, z której widać już tylko horyzont Boga.
Patrząc z perspektywy czysto ludzkiej Pani Anna ma sporo racji, a może całkowitą rację: tak, święta Faustyna, podobnie jak wiele tysięcy męczenników krwi i serca, także obecnie, po ludzku przegrała wszystko - na pogrzebie 7 października 1938 w Łagiewnikach był ksiądz i kilka sióstr zakonnych i nikt z rodziny. Po ludzku patrząc przegrała - miała talent literacki, bogatą wyobraźnię, ale nie na tyle, aby wszystko to wymyśliła. Bogata wyobraźnia została zresztą oczyszczona - podobnie jak pisał w XVI wieku Jan od Krzyża - ciemnościami, które znosiła cierpliwie, choć czasem cierpienie zdawało się być nie do przeżycia.
Życie i misja Siostry Faustyny - film video
Święta Faustyna nie była doskonałą świętą i to właśnie okazuje się tu moc Ducha Świętego
Ale patrząc z innego punktu widzenia, z Bożego horyzontu wygrała wszystko: życie wieczne, cuda, które czyni po śmierci. Niedługo ukaże się kolejna książka Pani Ewy Czaczkowskiej, na której biografię świętej zresztą powołuje się - opisując rzeczywiście ciężkie dzieciństwo Siostry Faustyny - Anna Connolly, tym razem opisując “Życie po życiu Świętej Faustyny”. Czy takie dzieło, jakie rozeszło się na cały świat, mogło być kompensacją jakichś konfliktów wewnętrznych? Czy to, co się dzieje przez święte życie Faustyny na całym świecie, może być wytworem bujnej wyobraźni? To pytanie pozostawiam nie tyle otwarte, co retorycznie zawieszone w niezgłębionej przestrzeni Miłosiernej Miłości Boga, wyrażającej się we Wcieleniu, męce i śmierci krzyżowej i zwyciężającej całe zło świata tego w wielkanocny poranek 9 kwietnia 30 roku n. e., kiedy śmierć została ostatecznie razem ze złem pokonana. Raz na zawsze. Na wieki wieków. I na tym trzeba budować swoją nadzieję, wiarę i miłość. Pisać o ludziach trzeba z miłością: nawet, jeśli Faustyna nie była doskonałą świętą, taką z obrazka, wyidealizowaną, to właśnie okazuje się tu moc Ducha Świętego. Pani Anna zbytnio wyobraża sobie świętość jako nieustanne święto, rozkosze duchowe, wręcz upojenie charyzmatyczne. Już Jan od Krzyża, pisząc o nocach ciemnych zmysłów i ducha, mówił, że wyobraźnia to nie szczyt możliwości człowieka. Że liczy się spełnienie woli Ojca, co najdoskonalej wykonał Jezus z Nazaretu i wszyscy, którzy naśladują Jego życie i czyny od prawie dwu tysięcy lat. I tego się wszyscy trzymajmy, a - jak mówił Jezus - “mędrkowanie zostawmy mędrcom tego świata”, którzy w końcu zrozumieją, że istnieje granica rozumu. I ostateczna Tajemnica, przed którą człowiek odczuwa “fascinosum i tremens”, zachwyt i świętą bojaźń. Bo to są wielkie sprawy i największe w życiu ludzkim. Obejmujące początek ludzkości, jej historię, tak trudną i ostateczne spełnienie w Bożym Miłosierdziu. Kochała także świętych Papieży któych poczet znajdziesz tutaj - https://www.sn2.eu/rozrywka/kultura/18854-poczet-papiezy-xx-wieku-i-ciekawostki-pawel-vi-jan-xxiii-pius-xii-pius-xi-benedykt-xv-pius-x.html